Na jednym z zebrań KMW Rotor Zbyszek wspomniał mi, że jego kolega rozważa sprzedaż rzadkiego niemieckiego motocykla. Motocykl stał 2 km od mojego miejsca zamieszkania, można powiedzieć, że statystycznie przynajmniej 2 razy dziennie przejeżdżałem koło niego. W ciągu kilku dni podjechałem obejrzeć. Marka Standard zupełnie nic mi nie mówiła. Pojemność 250 nie urzekła mnie. Miałem wtedy BMW R25 i kilka innych motocykli o małej pojemności. Stwierdziłem że nie chcę już motocykla z małym silnikiem i nie podjąłem tematu zakupu. Nie wiem ile czasu upłynęło, może rok kiedy na klubowym zebraniu Zbyszek zaczepił ponownie informacją o „zdecydowanej” sprzedaży Standarda przez Bogdana. To był dla mnie właściwy moment.
Zajechałem do Bogdana na powtórne oględziny i przejażdżkę . Tym razem zaiskrzyło między nami na poważnie i niebawem Standard był już u mnie w garażu. Wraz z motocyklem otrzymałem kilka skrzyń części np. drugi silnik w „proszku”. Motocykl posiadał trochę braków: licznik, linka , napęd (przy czym oryginalny licznik otrzymałem w przekazanych skrzyniach), kopniak, amortyzator skrętu, fotel i podnóżki pasażera, rury wydechowe od innego modelu itp. Remontowany był w latach 80-tych bez dostępu do jakiejkolwiek dokumentacji i internetu więc niektóre dorabiane elementy znacznie odbiegały od oryginału. Próby znalezienia na internecie dokumentacji czy zdjęć kończyły się fiaskiem tak jakby ten model nie istniał.
Z motocyklem otrzymałem Książkę pojazdu mechanicznego wydaną w 1954 roku.
W książce wpisani byli kolejni właściciele. Niestety historia zaczynała się w latach 50-tych w Warszawie czyli w momencie gdy motocykl miał już około 20 lat. Kolejna jego lokalizacja to Mińsk Mazowiecki a w roku 1987 trafił do Olsztyna. Jak się później okazało w transakcję zakupu w pakiecie z dwoma Oplami Olimpia zamieszany był Adam Z. mój dobry kolega z klubu Rotor. Miał wtedy chęć posiadania go ale został uprzedzony przez swojego kolegę. Od niego dowiedziałem się, że motocykl w momencie zakupu stał w Mińsku pod stodołą w stanie zbliżonym do kompletnego.
Brakowało mi 20-tu lat historii i wiedzy technicznej jak motocykl przywrócić do stanu zbliżonego do oryginału (przynajmniej optycznie). Wpadłem więc na pomysł, aby odnaleźć pierwszego wpisanego w książkę właściciela. Zajęło mi to sporo czasu przewertowałem trochę starych warszawskich książek telefonicznych i udało się – odnalazł się w Warszawie czyli tam gdzie prowadził ślad z Książki pojazdu.
Zadzwoniłem do domofonu przedstawiłem się jako kolekcjoner motocykli z Olsztyna i posiadacz Standarda 250 który był po wojnie zarejestrowany na Pana o imieniu i nazwisku zgodnym z właścicielem owego mieszkania.
Damski głos odpowiedział, że męża nie ma w domu ale miał po wojnie jakieś motocykle… o proszę zaczekać właśnie wchodzi.
Powtórzyłem to samo zdanie a on na to „to nie możliwe, że ten motocykl jeszcze istnieje, myślałem że dawno wylądował na złomie” po czym zaprosił mnie do środka. Przed przekroczeniem progu pokazałem jeszcze wydrukowane zdjęcie motocykla co uwiarygodniło moje słowa.
Pierwsze moje pytanie dotyczyło historii motocykla. Zakładałem, że pewnie został w Polsce po wojnie jak wiele innych ale nie do końca się to potwierdziło. Pan Edmund powiedział, że jak mieszkali po wojnie w Szczytnie to ojciec kupił go od rosyjskich żołnierzy i wcześniejszej jego historii nie zna. Pozostało ją sobie dopowiedzieć samemu…
W międzyczasie żona zapytała Pana Edmunda czy to ten motocykl na którym się wywalił. Zaprzeczył – wywalił się na WFM-ce którą przerobił sobie na wersję sportową. Trochę opowiedział o modyfikacjach silnika WFM-ki.
Przeszedłem do drugiego zagadnienia nie mając za wiele nadziei na sukces. Czy coś pamięta ze szczegółów budowy i tak kolejno pokazując zdjęcie pytałem jak wyglądał układ wydechowy, Miałem założone puste rury które szły górą ale Pan Edmund powiedział że tłumiki szły dołem , pod kątem pochylone z tyłu do góry. Kolejne pytania czy miał licznik, gdzie umieszczony, jak przebiegała rurka między kranikiem a gaźnikiem, czy zbiornik był chromowany itp. Pytania coraz bardziej szczegółowe i coraz trudniej było uzyskać odpowiedzi.
Pan Edmund bardzo przeżywał spotkanie i nie poddawał się. Usłyszałem – pójdę poszukać zdjęć. Można sobie wyobrazić jaką w tym momencie miałem minę… Po kilku minutach wrócił z informacją , że nie znalazł ale że będzie jeszcze szukał. Wymieniliśmy się numerami telefonów, przekazałem dane adresowe do siebie, zaprosiłem do Olsztyna. W drodze do Olsztyna postanowiłem zadzwonić i zapewnić, że zdjęcia skopiuję, nie będę im zabierał, że bardzo mi na nich zależy – czułem że mogły się znaleźć jeszcze jak byłem u nich w mieszkaniu. Telefon odebrała żona, poinformowała że mąż zdjęcia znalazł, pojechał zeskanować do córki i że dostanę je na mail’a. Zanim dojechałem do domu zdjęcia już były na mojej poczcie. Były doskonałą wskazówką do odbudowy. Dokładnie tej wersji wykonania nigdzie nie znalazłem więc można powiedzieć że też były jedyną wskazówką. Z Panem Edmundem wielokrotnie się kontaktowałem informując o postępach i pytając czasami o różne rzeczy. Był wzruszony, że tak dokładnie chcę odtworzyć motocykl.
Znalazłem stronę internetową w Niemczech z forum na którym właściciele motocykli i niewielu ocalałych samochodów marki Standard wymieniali się informacjami itd. Podjąłem kilka starań o wpisanie mnie na forum jako właściciela motocykla Standard 250 czterosuwowego. Pozytywną odpowiedź i przyjęcie do forum nastąpiło dopiero po kilku miesiącach kiedy to napisałem, że mam na zbyciu trochę oryginalnych części. Pokazałem tam mój motocykl z prośbą o wszelkie informacje, zdjęcia które pozwolą odbudować itp. Ktoś skomentował, że ładny chociaż trochę pomieszany sugerując skundlenie. Wrzuciłem wtedy zdjęcie z lat 50-tych które otrzymałem od Pana Edmunda. Po nim sugestie o kundlu ustały natomiast pojawiło się zaskakujące zdanie. Jeden z forumowiczów podał informację z folderu reklamowego, że za dopłatą 10,- RM (Reichsmark) można było zamówić zamiast wersji sportowej wersję cywilną i zasugerował że to prawdopodobnie mój egzemplarz. Generalnie dostałem na forum sporo zdjęć na Standarda 250 i chociaż były od innych wersji to niektóre pomogły mi w odbudowie ponieważ na czarno-białych zdjęciach od Pana Edmunda wielu szczegółów brakowało. Sporo części dorabiałem sam, napęd licznika zobaczyłem podobny jak na zdjęciach podczas rajdu Rotor przy zdaje się małym NSU. Osłonę łańcucha najbardziej zbliżoną znalazłem od SHL M06, Siedzenia obszyłem w Iławie. Ogromnym wyzwaniem były tłumiki, w ciągu kilku miesięcy znalazł producenta i kupił mi w Niemczech znajomy z byłego NRD. Były w stanie surowym więc dorobiłem wsporniki mocujące i cały motocykl zawiozłem do Łomianek gdzie znany producent układów wydechowych dorobił kolanka . Było o tyle łatwiej że oryginalne nieco zniszczone i obcięte kolanka miałem w skrzyniach z częściami. Kolejną rzeczą już całkowicie nie do zdobycia były wsporniki podnóżek pasażera. Wydrukował mi je ze stali 316L kolega na drukarce 3D, oczywiście było jeszcze wiele rzeczy drobnych o których nie wspomniałem…
I tak oto po czterech latach od zakupu odbudowa została zakończona i ponownie motocykl daje radość z jazdy a dźwięk wydobywający się z tłumików sprawia wiele przyjemności.